poniedziałek, 28 lutego 2011

Co trzy makówki, to nie jedna

Zawsze miałam wrażenie, że porą najbardziej odpowiednią na robienie czapek jest jesień. Jednak długa zima spowodowała u mnie nagły atak choroby zwanej drutowaniem, a ponieważ nie zaszczepiłam się jesienią - wykonując chociażby drobne przeróbki w dawno dzierganej odzieży - to dopadło mnie teraz w pełni. Nie ma na to lekarstwa, trzeba to po prostu "przechorować". W efekcie powstały trzy czapeczki poppy (według spolszczonego przez Effcię przepisu Justine Turner).
I będą chyba powikłania szalikowe.

7 komentarzy:

  1. Bardzo pożyteczna choroba! :)))
    Powikłania wskazane.
    Nie tylko szalikowe.
    Rękawiczkowe też. Albo mitenkowe.
    I skarpetkowe. Albo getrowe...
    I tak aż do lata ;)
    Ale przydałaby się jakaś fotka na żywej modelce...

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne nakrycia głowy. Chętnie bym taką sobie zrobiła.

    OdpowiedzUsuń
  3. świetne te czapki, bardzo mi się podobają takie modele i wzór fajny :o)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziewczyny, to do dzieła! Przepis w zlinkowanym poście naprawdę nie jest trudny.
    Woalka, żadna żywa modelka nie chce się dać sfocić - nie chodzi o czapki, ale o modelkowanie w sieci...

    OdpowiedzUsuń
  5. Pierwsza czapeczka jest rewelacyjna :D Guziki dodają jej niesamowitego uroku. Już nie mogę doczekać się dalszych powikłań. Jaka szkoda, że ja tak nie umiem :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo fajne czapy :) pierwsza z guzikami najlepsza!

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj, znam to... Też wolałabym biżuterię na obdarowanych pokazywać, ale fotka z zamazanymi oczami jak z rubryki kryminalnej wygląda ;P
    No i nadal ciekawość mnie zżera jak te makówki na człowieczych makówkach wyglądają :)

    OdpowiedzUsuń