poniedziałek, 26 stycznia 2015

Kiedy torebki po pieczywie przydają się raz jeszcze (część 1)

Pora się przyjrzeć z bliska notesom, które znalazły schronienie w krzywulcu z papierowej wikliny. Powstały z różnych śmieciowych materiałów - poddanych w ten sposób upcyklingowi - można je więc swobodnie nazwać "junk journalami". Okładki to tekturki z opakowań po rajstopach i resztki trójdzielnych kalendarzy, oklejone papierem do pakowania, którym ktoś ofiarnie wypychał przysyłane do mnie paczki. Podwójne kartki są z papierowych torebek przychodzących ze mną do domu z różnych piekarnianych zakupów - z bazaru, Biedronki i Lidla, z wakacji. Nieopatrzone żadnymi dodatkowymi naklejkami, a tylko brązowym nadrukiem, "rozprute" i wywinięte na lewą stronę,  przycięte na równo i wszyte grupami tak, aby grubość zagiętych do wszycia otwartych brzegów kartek tworzyła miejsce na warstwy wklejanych papierków, pocztówek, koronek, bilecików i innych wspomnień. Wspomnień z przeszłości lub z podróży.

4 komentarze: