piątek, 16 lutego 2018

Rok zatoczył pełne koło... i jeszcze trochę

Dawno, dawno temu, w całkiem nieodległej galaktyce blogosfery, był sobie pewien blog. W swoich najlepszych latach - dość aktywny. A potem autorce przestało się chcieć robić zdjęcia :)

Ponieważ jednak - w słusznej sprawie upcyklingu - zostałam poproszona o zaprezentowanie jednej z moich prac i zrobiłam jej zdjęcia, to tutaj korzystam z okazji, że je już mam i też się chwalę: wiankiem z torebek po zaparzonej herbacie. 
Torebki zbierały się długo, a schnąc budziły zdziwienie. Potem zostały opróżnione z fusów, rozłożone na płasko i czekały na konkretny pomysł, co z nimi zrobić. Kiedy dostałam poprzepalaną siatkę (chroniącą przed pryskaniem tłuszczu przy smażeniu) na metalowej obręczy już wiedziałam, że to był ten brakujący element: resztki siatki usunęłam, obręcz oczyściłam i powiązałam na niej bardzo dużo herbacianych cienkich, ale wytrzymałych papierków. I tak powstał wianek, który może być całoroczną ozdobą, bo pasuje i do zimowej scenerii Bożego Narodzenia, i do letnich aranżacji.


czwartek, 2 lutego 2017

Niebieskie wejście w nowy rok

Jakiś czas temu dostałam kilka nieużywanych zeszłorocznych (i starszych) terminarzy do wykorzystania na różne bardziej lub mniej artystyczne działania. Jeden z nich przeszedł właśnie metamorfozę, aby posłużyć mi w tym roku jako organizer i zapiśnik. Po wycięciu kilku kartek - z nieprzydatnymi informacjami - na kolejne wkleiłam strony z aktualnego mini kalendarza. A na okładce, pokrytej częściowo złotą pastą strukturalną, rozsypałam mały "gabinet osobliwości": fragmenty scrapowego papieru i opakowania po szydle automatycznym, frywolitkowy motyw zrobiony kilka miesięcy temu, tagi wycięte z papierowych opakowań, elementy z rozłożonego kiedyś zegarka, kawałek sprzączki od paska i mały nit oraz dwa metalowe oczka. Wszystko to przykleiłam na przezroczystą akrylową pastę (do efektów specjalnych) kupioną w Lidlu i przymocowałam ćwiekami, żeby było jak najbardziej użytkowe. Na środku, zgodnie z mottem, skrzydła rozwija niebieski Papilio ulysses*. Mam nadzieję, że przyniesie mi szczęście, tak samo jak klucze z masy papierowej - pokryte tą samą pastą, co tło, podmalowane markerami i polakierowane.
Całości dorobiłam zapięcie z kawałka skórki ze starych kierpców i metalowego knopika w kolorze starego mosiądzu.
W środku też przysiadają motyle, jak choćby ten na ulotce Retro Kraft Shopu, na którego wyzwanie zgłaszam ten terminarz.

*Motyla odbiłam na ksero z papieru do decoupage'u - w zmniejszonej wersji, bo oryginał nie chciał się ładnie wpasować w przyklejone wcześniej elementy.

wtorek, 13 grudnia 2016

Twist it! Czyli mały upcyklingowy przekręt ;)

Kiedy stłucze się ulubiony, wielki słój do robienia nalewek, to trzeba to sobie jakoś zadośćuczynić. Oprócz wspomnień została mi po słoju jedynie zakrętka i to ona stała się bazą "pamiątkowego" shadowbox'a o średnicy 10cm: pryśnięta - wewnątrz i z wierzchu - czarnym lakierem w spreju, wyłożona kawałkiem jutowej tkaniny i wypełniona papierowymi quillingowymi różyczkami, gałązką sztucznych borówek z jakiegoś starego bukietu i polakierowaną odbitką motywującego stempla Finnabair. Po podklejeniu okrągłym kawałkiem folii magnetycznej ta upcyklingowa ramka zmieniła się w olbrzymi magnes na lodówkę.

wtorek, 6 grudnia 2016

Kawa? Naturalnie!

Nasączane kawą okładki z zaokrąglonymi narożnikami - ubrane w naturalny len i ozdobione frywolnym motywem (opisanym tutaj bliżej) - kryją w sobie postarzane w kawie kartki. Całość pachnie jak wiosenne przedpołudnie z kubkiem małej czarnej w dłoniach.
Posiadaczką tego małego notesu o kawowej duszy została moja przyjaciółka, autorka bloga "Szara Strefa" i to Jej zawdzięczam te przepiękne zdjęcia :)

wtorek, 29 listopada 2016

Niebieskie lato z turkusową poświatą...

Jak pisałam poprzednio, z pewnymi zachciankami walczyć nie można, chociaż trzeba się do ich realizacji jednak przygotować. Takim wymuszonym przygotowaniem było  dla mnie zrobienie zakładki z nieudanego początku wymarzonej serwetki. A jak już zaczęłam się zastanawiać i kombinować, to wymyśliłam, że zmienię nieco proporcje oryginału i zamiast pięcioczłonowego środka zrobię krótszy, co zmieniło stosunek boków gotowej pracy z 9x13 na 9x11 i oddaliło ją od idei złotego podziału... Cóż, nobody's perfect, jak powiedział jeden z bohaterów filmu "Pół żartem, pół serio"* ;)
*"Some Like It Hot"

wtorek, 22 listopada 2016

Miniatura, czyli niedokończona serwetka

Na początku lata, a dokładnie 2 lipca, odwiedziłam warszawskie Muzeum Domków dla Lalek. Wizyta była przemiłym oderwaniem się od skwaru i gwaru miasta, i okazją do wypatrywania ciekawostek w miniaturowych rozmiarach. Na przykład na maleńkiej poczcie:
Zachęcona takimi widokami i rekomendacją pani kustosz kupiłam książkę Miniaturzystka Jessie Burton*. A zaraz potem "zaczął za mną chodzić" wzór pewnej prostokątnej serwetki, którą widziałam na blogu Diane. Ale dopiero, kiedy zobaczyłam wersję kolorystyczną w wykonaniu Fox, stwierdziłam, że muszą mieć podobną już, teraz, natychmiast! Wyciągnąwszy z zapasów turkusowo-błękitny kordonek przystąpiłam do pracy niezwłocznie. Jednak niecierpliwie wiążąc frywolitkowe słupki robiłam zbyt małe pikotki, więc moja robótka zaczęła stawać dęba... Gdy się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy - ludowe przysłowie okazało się nad wyraz prawdziwe. Cóż było robić: pracę zaczęłam od nowa, a z niedokończonej serwetki powstała zakładka, która idealnie pasuje do okładki Miniaturzystki. Czyli: nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, jak mówi inne porzekadło :)
*Jeszcze jej nie czytałam, więc nie odpowiem na pytania o treść :)

wtorek, 15 listopada 2016

A w wakacje...

W wakacje frywolitki były ze mną cały czas i nawet popłynęły w rejs do Szwecji i z powrotem, i prawie załapały się na zimową wyprawę na Wyspy Kanaryjskie*. Dziergałam sobie, między innymi, takie małe kwadratowe motywy (wzór znalazłam tutaj) w różnych wersjach kolorystycznych.
*Udało by się, gdybym była mechanikiem, bo takiego członka załogi poszukiwał żaglowiec "Jean de la Lune" ;)