...a tu jeszcze nie ma prawdziwej wiosny. Nie, żeby mi się jakoś strasznie spieszyło do tego lata - mam jeszcze dużo do zrobienia, zanim kolejna pora roku zechce łaskawie nadejść. Ale gdyby tak można było zażyczyć sobie konkretną pogodę na konkretny dzień, albo wieczór... Na przykład: mam ochotę założyć szklanoszafirowy wisiorek, to zamawiam sobie niebo pod kolor :)
Alchemia rzeczy... Przemiany, przeróbki, przetwory i opowieści o czasie własnoręcznie zaklinanym
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą witraż. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą witraż. Pokaż wszystkie posty
wtorek, 6 marca 2012
środa, 8 lutego 2012
Zielony żuczek
Butelkowo-zielony "odwłoczek", to kolejna z zawieszek uczynionych przeze mnie na szkolnych warsztatach witrażu. Dzięki temu, że ktoś przywiózł do ULRA odpady z małej huty szkła w Rymanowie, mogłam z czeluści kartonowych pudeł wyszperać ten nieforemny skarb, by objąć go potem drucianą spiralą wspartą na ocynowanej miedzianej taśmie.
Szkoda tylko, że nie fosforyzuje, bo miałabym świetlika :)
środa, 1 lutego 2012
Metal i szkło, czyli "Szklana pułapka" i "Incepcja" w jednym
Od czego by tu zacząć... Może od początku i powstania całego "zamieszania", czyli od momentu, kiedy w szkole dowiedzieliśmy się, że będą warsztaty witrażu (techniką Tiffaniego): ziarno zostało zasiane i zaczęło kiełkować. A u każdego myśl*, co z tego wyniknie, rozwijała się indywidualnie i każdy miał swoje osobiste oczekiwania, bo tak to już jest z jakąkolwiek zaszczepioną ideą, że rośnie zależnie od gruntu, na jaki ją rzucono.
W końcu nadszedł wyczekiwany dzień i rzuciliśmy się na głęboką "szklaną" wodę, niemalże wyrywając sobie z niecierpliwych rąk noże do szkła, szlifierkę, taśmy miedziane i lutownice z mega-grotami. Jak tonący chwytaliśmy się tych brzytew - tak byliśmy niecierpliwi! Każdy rysował, ciął, szlifował, mył, wycierał, oklejał (łącząc tafle jeziora). A potem - pomału, pomału - przypominająca żywe srebro roztopiona cyna w magiczny sposób zaczynała sunąć na miejsca wyznaczone jej przez miedziane wstążki. Kiedy już tam dotarła, łączyła się z nimi niczym posłuszne fragmenty T-1000 w drugiej części "Terminatora". Wtedy przestały nam drżeć ręce, czy też sami przestaliśmy machać nimi gwałtownie i okazało się, że umiemy unosić się na tej witrażowej wodzie, a niektórzy nawet zaczęli pływać żabką. Prawie nikogo nie można było wygonić z basenu.
No i to była ta chwila, kiedy znaleźliśmy się w szklanej pułapce, z której nawet ostatni skaut siłą i godnością osobistą by nas nie wyciągnął :)

*Niekoniecznie o słoniach :D

Subskrybuj:
Posty (Atom)