Zawsze miałam wrażenie, że porą najbardziej odpowiednią na robienie czapek jest jesień. Jednak długa zima spowodowała u mnie nagły atak choroby zwanej drutowaniem, a ponieważ nie zaszczepiłam się jesienią - wykonując chociażby drobne przeróbki w dawno dzierganej odzieży - to dopadło mnie teraz w pełni. Nie ma na to lekarstwa, trzeba to po prostu "przechorować". W efekcie powstały trzy czapeczki poppy (według spolszczonego przez Effcię przepisu Justine Turner).
I będą chyba powikłania szalikowe.
I będą chyba powikłania szalikowe.
Bardzo pożyteczna choroba! :)))
OdpowiedzUsuńPowikłania wskazane.
Nie tylko szalikowe.
Rękawiczkowe też. Albo mitenkowe.
I skarpetkowe. Albo getrowe...
I tak aż do lata ;)
Ale przydałaby się jakaś fotka na żywej modelce...
Piękne nakrycia głowy. Chętnie bym taką sobie zrobiła.
OdpowiedzUsuńświetne te czapki, bardzo mi się podobają takie modele i wzór fajny :o)
OdpowiedzUsuńDziewczyny, to do dzieła! Przepis w zlinkowanym poście naprawdę nie jest trudny.
OdpowiedzUsuńWoalka, żadna żywa modelka nie chce się dać sfocić - nie chodzi o czapki, ale o modelkowanie w sieci...
Pierwsza czapeczka jest rewelacyjna :D Guziki dodają jej niesamowitego uroku. Już nie mogę doczekać się dalszych powikłań. Jaka szkoda, że ja tak nie umiem :P
OdpowiedzUsuńBardzo fajne czapy :) pierwsza z guzikami najlepsza!
OdpowiedzUsuńOj, znam to... Też wolałabym biżuterię na obdarowanych pokazywać, ale fotka z zamazanymi oczami jak z rubryki kryminalnej wygląda ;P
OdpowiedzUsuńNo i nadal ciekawość mnie zżera jak te makówki na człowieczych makówkach wyglądają :)