Lato się skończyło i jesień daje o sobie znać zimnymi nocami, które każą wyciągać z zakamarków szuflad ciepłe piżamy. Świat staje się coraz bardziej szaro-szary, mimo że gdzieniegdzie przebłyskują jeszcze resztki zieleni: tej oliwkowej, zmierzającej nieubłaganie w stronę żółci i rudości...
Stało się, to co miało się stać i do czego miały prowadzić dwa lata praktycznej nauki rękodzieła artystycznego w ULRA - zdałam egzamin czeladniczy dla zawodu koronkarka :)
Ma to oczywiście swoje konsekwencje: 17 września 2012 roku przestałam być amatorem jeśli chodzi o tworzenie koronek. Zamyka to niektóre drzwi, ale otwiera przede mną inne - szersze - mam nadzieję. Więc trzymajcie teraz kciuki za moją działalność zawodową :)
Wysupłałam tę opowieść jeszcze przed urlopową przerwą. Mąż orzekł, że jest jakaś taka "egipska"... I tak już zostało, mimo że nie miała ona nic wspólnego z naszą wakacyjną wyprawą nad polskie morze, gdzie te szklane paciorki oprawione w lnianą przędzę też by dobrze pasowały. Do układanych wiatrem fryzur, zmrużonych słońcem oczu i nawilżonych deszczem dekoltów :)