Wysupłałam tę opowieść jeszcze przed urlopową przerwą. Mąż orzekł, że jest jakaś taka "egipska"... I tak już zostało, mimo że nie miała ona nic wspólnego z naszą wakacyjną wyprawą nad polskie morze, gdzie te szklane paciorki oprawione w lnianą przędzę też by dobrze pasowały. Do układanych wiatrem fryzur, zmrużonych słońcem oczu i nawilżonych deszczem dekoltów :)
Naszyjnik jak najbardziej egipski, te paski turkusowe kojarzą mi się z tą pasiastą chustą na głowie Tutenchamona. Tam co prawda było lapis-lazuli ale co tam ;-)
OdpowiedzUsuńwszystkie Twoje sznurkowe opowieści są piękne
OdpowiedzUsuń